Transkrypcja rozmowy w formacie.docx
Sylwester Bednarek, właściciel wideoteki Charlie, która mieściła się przy Piotrkowskiej 145 w podwórzu w piwnicy. Lokal już w jakiś sposób określał profil wypożyczalni, ponieważ wcześniej mieścił się tam pub, ponoć nazywał się „U Jezusa” i miał taki charakter imprez afterparty’owych po dużych imprezach tanecznych w takim bardzo modnym w latach dziewięćdziesiątych klubie dyskotekowym Alcatraz, który mieścił się w pasażu. Nie wiem, jak on się nazywa, ale tam, gdzie obecnie jest ten Off Piotrkowska. I Piotrkowska 145 była po drugiej stronie. Lokal był w strasznym stanie w zasadzie, taki pełny underground, znaczy drewniane podłogi, jakaś studzienka w środku, toalety, kilka pomieszczeń wypełnionych uszkodzonymi fotelami samochodowymi. Po dogadaniu się z właścicielem tej posesji postanowiłem zmienić, zgodnie z profilem właśnie wideoteki, troszkę wystrój, ale nie zrobiłem dużych zmian. To był początek lat dziewięćdziesiątych, rok 1995. Wszystko funkcjonowało w taki sposób, powiedziałbym, szary… No, może nie szary, ale w taki jeszcze nie poukładany. Znaczy po roku 1989 te lata dziewięćdziesiąte, szczególnie początek, miały taką dynamikę i taką energię, która z definicji była jakby energią off-ową, taką underground, ludzie poszukiwali takich tematów, takich klimatów. Ja wcześniej chciałem założyć po studiach kawiarnię szachową, ale z tego pomysłu się wycofałem i ostatecznie pomyślałem, że jakoś przy połączeniu mojego zawodowego życia jako nauczyciela historii, to jeszcze sobie dorzucę taką dodatkową działalność, która będzie zgodna i z moimi zainteresowaniami, ponieważ na studiach założyłem 2 kluby filmowe: Dyskusyjny Klub Filmowy „Nabuchodonozor”, który działał na Uniwersytecie Łódzkim, na historii tam, gdzie studiowałem i Dyskusyjny Klub Filmowy „Plastuś”, który potem powstał w szkole plastycznej. Ponieważ uznałem, że trochę się na filmie znam, to w tę branżę postanowiłem uderzyć. No i ten lokal akurat się trafił. Mieliśmy kłopot, znaczy miałem kłopot z nazwą, długo się przymierzałem do jakichś takich dość pretensjonalnych nazw. No i generalnie mogę powiedzieć, że zawdzięczam Zbyszkowi Sienczewskiemu z kina Cytryna, a wcześniej z Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Sami swoi”, który też przy okazji zainspirował mnie do założenia DKF-u na studiach, do wykorzystania nazwy, która wtedy od jakiegoś czasu już była na rynku łódzkim, mianowicie kino Charlie, które on prowadził razem ze Sławkiem Fijałkowskim. Mówił: „Co się tam będziesz mordował z tymi nazwami, weź sobie nazwę Charlie – filmowa i klimatyczna”. Trudno sobie było wyobrazić, że rodzina Charliego Chaplina będzie się gdzieś tam upominała o jakieś prawa za wykorzystanie nazwy Charlie. To połączone było oczywiście z taką postacią Charliego Chaplina, takim szyldem, który właśnie w bramie Piotrkowskiej 145 się pojawił. Mówię o tym, o tych warunkach lokalowych, ponieważ trudno mi sobie wyobrazić, żeby dzisiaj taki lokal w ogóle mógł przejść, bo tam było wszystko nie tak, że tak powiem: pajęczyny, kurze. Ponieważ jestem zarazem szachistą, więc na zapleczu cały czas rozgrywane były pomiędzy różnymi zawodnikami partię szachowe w chmurze dymu papierosowego, który oczywiście również klienci musieli zauważać, kiedy wchodzili do wypożyczalni. Drewniane podłogi, byle jakie zbite stelaże, na których wystawione były pudełka z kasetami, więc generalnie to się… A to jeszcze było w podwórzu i to było w piwnicy. W takie jesienne i mroczne wieczory to trudno tam było w ogóle trafić, nawet jak się trafiło te drzwi w ogóle i wejście powodowały schody takie metalowe, to nie wyglądało dobrze i pewnie tylko w tamtych czasach to się mogło udać.
Rozpocząłem, zaczęliśmy w listopadzie 1995 roku. Akurat miałem taką, powiedzmy… To być może była też jedna z rzeczy, które mnie skłoniły, bo udało mi się podkupić taką wypożyczalnię w Konstantynowie, która się likwidowała. Mnóstwo szmelcu, takich raczej produkcji klasy B, ale wszystko się udało tam razem to zebrać i za jakąś atrakcyjną cenę odkupić. W tamtych czasach z prawami autorskimi było tak, że można było jakieś tam umowy podpisać, że niby ta osoba, która miała te prawa autorskie do tych filmów, bo je zakupiła z licencjami, to mogła potem te prawa w jakiś tam stopniu odsprzedać. Jakąś umowę sporządziliśmy, wypłaciłem kasę, no i kasety były moje. Układ kaset był taki… Mówię z czasem, jak to się nam wypracowało, to w większości wypożyczalni raczej były kasety układane gatunkami, czasami w niektórych pojawiły się, jak pojawiały się jakieś półki związane z aktorami. Ale mam takie wyobrażenie, takie przekonanie nawet, że nawet jak rozmawiałem, bo czasami oczywiście chodziłem do innych wypożyczalni, zobaczyć co w trawie piszczy gdzieś tam u kogoś innego, ale wydawało mi się, że ludzie, którzy prowadzili wypożyczalnie w Łodzi kaset wideo nie byli wyedukowani filmowo i generalnie dominowały takie produkcje hitowe, które z kin schodziły, albo jakieś starsze, które również były filmami jakimiś sensacyjnymi czy filmami akcji. Natomiast ja postanowiłem spożytkować tą swoją wiedzę filmową w taki sposób, że ułożyłem całkiem sporą ofertę na półkach, które były półkami reżyserów. Ale z tego byłem bardzo zadowolony, bo akurat była możliwość również pozbierania rzeczy dobrych w Łodzi, takich naprawdę interesujących. Troszkę to było chyba na pół gwizdka, to znaczy były takie jakby podmioty, na jakiej zasadzie one działały to nie wiem, ale miały jakiś rodzaj uprawnień, który pozwalał im na taki manewr, że można było w tych podmiotach wypożyczyć kasetę, film, na jakiś czas określony, to kupowało się na miesiąc, na przykład taką kasetę. Ona wchodziła w obieg i po miesiącu trzeba było ją po prostu oddać. Nie sądzę, aby to było w pełni legalne, ale mówię – mamy lata dziewięćdziesiąte i to wszystko było takie płynne, i oczywiście kontrole. Bodaj mi się dwie zdarzyły i ze wszystkich wyszedłem obronną ręką, więc nie było tam żadnych takich lewizn typu, że tam ktoś nagrał film i potem go, powiedzmy, w jakiejś kasecie pożyczał. W takie rzeczy to nie wszedłem, ale zawsze chciałem żeby jakiś papier, jakaś podbudowa tego była. W każdym razie do takiego podmiotu jak trafiłem, a to były, wyobraźmy sobie taką, powiedzmy, coś na zasadzie biblioteki z jakimiś takimi starymi rzeczami, oczywiście mnóstwo chłamu, ale gdzieś tam na półkach chodzisz, sobie oglądasz, nagle bang! na przykład jakiś, nie wiem, Pasolini albo Antonioni, gdzieś tam jakiś klasyczny Easy Raider z lat pięćdziesiątych-sześćdziesiątych, 12 gniewnych ludzi. Takie rzeczy czasami można było tam trafić. No więc takie rzeczy, nawet wtedy chyba jeżeli trafiłem taką pozycję, to jakoś ta umowa ulegała jakiejś zmianie i kupowałem to już na stałe, taką kasetę. Z czasem pojawiły się firmy, które wprowadzały do obiegu ambitniejszy repertuar. I to był oczywiście Gutek Film, to była taka sztandarowa firma. I właśnie Gutek też wydawał partiami poświęconymi konkretnym reżyserom, dlatego mogłem mieć półkę z Greenawayem, półkę z Jarmuschem, półkę z Pasolinim, półkę z Antonionim, półkę z Buñuelem. Tego Bunuela musiałem poskładać trochę, trochę właśnie z Gutka, trochę tam wydobyłem jakiś Dyskretny urok burżuazji, gdzieś tam znalazłem Dziennik panny służącej, gdzieś tam mi się trafił. Więc coś tam, coś tam udawało mi się kompletować. Ta półka faktycznie była okazała. Było też tam parę polskich nazwisk jak Wajda, Zanussi, Kieślowski. Miałem półkę z Fincherem, więc też jakby te nowsze produkcje też tak zbierałem, żeby tam się jakoś to wszystko ładnie układało, no i tam były ładnie podpisane. I dla tych filmów już zrobiłem trochę lepszą, powiedzmy, platformę, gdzie mogłem je postawić. One były z półkami takimi dość ładnymi i te nazwiska reżyserów były właśnie na tych półkach zawieszone.
Co do dystrybucji filmów, to generalnie w latach dziewięćdziesiątych, gdzie ja otwierałem w roku 1995, to już ten największy boom wideo. wydawało się, że ta fala troszeczkę odchodzi. Ale to ciągle była jeszcze bardzo dobra koniunktura, ale tak powiedzmy, że na początku lat dziewięćdziesiątych, tuż po roku 1989, po upadku komuny, no to ta chęć do spędzania wieczorów przy filmie i towarzysko, w jakimś towarzystwie, weszła w jakąś taką modę, taki rytuał. Myślę, że tym można się jakoś też społecznie być może zająć, bo to rzeczywiście była taka już moda, że każdy weekend, niemalże piątek-sobota, to ludzie brali po 2, 4, 6 kaset. No wiadomo było, że spotykali się ze znajomymi i robiono wieczory filmowe, które były taką formą spędzania czasu w kręgu znajomych. A 1995 rok jeszcze załapałem się na tę falę. Więc jeszcze było bardzo dobrze. Na pewno zarabiałem w wypożyczalni znacznie lepiej, niż jako nauczyciel w szkole, ale też przy okazji. No wiadomo, że pracując w szkole byłem obciążony mniejszymi opłatami z ZUS-u, więc to też miało jakieś tam znaczenie. No pracowałem w szkole do jakiejś tam 12:00, wypożyczalnię miałem otwartą od 13:00 do godziny 20:00, a w soboty do 19:00. I nawet miałem otwarte w niedzielę między 12:00 a 15:00. W wypożyczalniach często leciała muzyka i, powiedzmy, te godziny przedpołudniowe to one były dość mało, znaczy popołudniowe tuż tak od godziny 13:00 do 15:00 nic się nie działo, więc jak przychodziłem po szkole, to oczywiście miałem wielki wspaniały fotel, puszczałem sobie jakąś swoją muzyczkę i często uderzałem w kimono, aż mnie jakiś klient stukaniem w blat nie obudził, ale to się zdarzało. Oczywiście to też było przyjemne. Telewizor i na tym telewizorze puszczałem też filmy. Potem pojawił się problem. Nie pamiętam w którym roku, ale miałem wizytę pana z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Oni wtedy ścigali różnego rodzaju nadużycia i u mnie to się pojawiło. Ale sprawa trochę była szersza, bo chcieli mi jakiś mandat przywalić za to, że puszczam film, rozpowszechniam go generalnie, ale gdzieś tam jakieś tam precedensy się pojawiły związane z obroną tego stanu rzeczy poprzez akty reklamy filmu, że on nigdy nie jest w całości puszczany, tylko to są fragmenty. I gdzieś tam się z tego udało wyplątać. To pamiętam. To była niewygodna, taka nieprzyjemna kontrola. Standardowo leciał sobie jakiś tam film zawsze. Jak nie leciał film, to leciała muzyka. Atrakcyjniejsze filmy były na tak zwane zapisy. To był taki slang trochę branży wideo. Polegało to na tym, że ktoś rezerwował sobie film na określony czas. Nie zawsze się oczywiście udawało to zrealizować, ale jeżeli się udawało, to ta osoba oczywiście otrzymywała tę kasetę na przykład na piątek, na sobotę, na który sobie zarezerwowała. No wiadomo było, że jakieś hity schodziły z kin, bo oczywiście na repertuarze artystycznym można było zarobić i te filmy u mnie zarabiały. Ale tylko dlatego, że to było jedyne miejsce w Łodzi i taki film można było znaleźć. Miłą sytuacją była taka sytuacja, o której mówili mi klienci, którzy pojawiali się po raz pierwszy, że szukali jakiegoś filmu tam po Łodzi, ale gdzieś tam w jakiejś wypożyczalni, gdzieś na drugim końcu Łodzi mówili, że jak już nigdzie pan nie może znaleźć, to można do Charliego iść na Piotrkowską 145 i tam generalnie jest ostatnia szansa, więc na tych filmach ja nie byłem do tyłu. To nie była taka inwestycja w kulturę, żeby po prostu ładnie te kasety wyglądały, więc one też zarabiały u mnie. Nie wszystkie oczywiście, ale to pamiętam, że Jarmusch się znakomicie sprzedawał. To była moda też wtedy na Jarmuscha i jak już zszedł z kin, to ludzie również na kasetach te filmy pożyczali. Ale do czego wracam, że oczywiście obok tego repertuaru ambitnego, to lokomotywy wypożyczalni to były filmy nowe, czyli tak zwane hity, na które właśnie było duże zapotrzebowanie. Ja nie byłem zamożnym człowiekiem, więc raczej też nie chciałem przeinwestowywać, bo to była jednak cały czas w sumie drobna działalność. Tutaj obroty i zyski były względnie skromne. To nie było na formacie tych późniejszych wielkich sieci jak Blockbuster czy Beverly Hills, chyba też była taka sieć, to tam pewnie oni obracali znacznie większymi środkami. A wypożyczalnie, takie jak moja, to był „small business”, oczywiście. Więc te hity właśnie, ale też tutaj mogłem wykazać się jakąś wiedzą filmową, bo mogłem dość łatwo odróżnić jakiś tam film klasy B nawet akcji, czy C, którego nie kupowałem, od jakiegoś dobrego rzemiosła, które gromadziłem. A ponieważ bardzo często chodziłem do kina cały czas, bo uwielbiałem kino, to generalnie miałem też wiedzę o tym, jaki film powinienem nabyć i jaki film dobrze sprzedam. Ludzie mi ufali.